wtorek, 25 czerwca 2019

Wesela wczoraj, a dziś- refleksja

           Witam wszystkich miłych gości na moim blogu, zwłaszcza nowych czytających i komentujących:)
W niedzielę byliśmy na weselu w rodzinie i taka naszła mnie refleksja, aby trochę porównać wesela współczesne, z tymi sprzed lat.
Może zacznę od mojego wesela, czyli od daty 15 sierpnia 1987r.
Ślub, zwłaszcza kościelny ( ja miałam osobno cywilny, takie były czasy) był bardzo ważnym wydarzeniem, dla nowożeńców, ale także Rodziców. Zwłaszcza na wsi, gdzie każdy o każdym wszystko wiedział.
Nie było mowy o życiu razem, bez sformalizowania związku.
Młodzi ludzie bardzo wcześnie się pobierali, nie czekając na  tzw:"odpowiednie warunki": mieszkanie, czy dobrą pracę ( z tą ostatnią nie było źle, zawsze jakaś była).
Wesele było podzielone finansowo. Rodzice Pani Młodej byli odpowiedzialni za zorganizowanie wesela z wyżywieniem ( sala plus jedzenie). A Pana Młodego za: alkohol, orkiestrę, bukiet ślubny i oczywiście obrączki.
Dobrze, jak Młodzi mogli sobie sami sfinansować ubiór. My tak zrobiliśmy, oboje pracowaliśmy.
U nas wesele odbywało się latem, przed domem, pod zadaszeniem.
Nawet o kucharkę (starsza Pani pysznie gotowała i piekła) było wówczas b.trudno.
Rodzina pomagała w kuchni, nawet ja do późnych piątkowych godzin: ucierałam, kroiłam, kosztowałam.
Robiło się domowy makaron, piekło i smażyło mięsa. Kroiło sałatki. Sami robiliśmy ciasta, mało "masowych" kremowych, bo lato.
Nie było wtedy problemu z alkoholem. Szampan i czysta.
Na zadbanie o siebie brak czasu, miałam tylko hennę na rzęsy i brwi, skromny makijaż, zero malowania paznokci, ale za to ładnie upięte włosy w kok.
Ślub cywilny był rano o 10.00. Tylko Rodzice i świadkowie.
Wybrałam z Mamą w butiku na te okazję różowo-amarantowy komplet "piórka" i kwiat we włosy z toczkiem.
A kościelny wieczorkiem o 18.00. Były 2 wesela naraz, jak się okazało z dalszej rodziny mojego Dziadziusia.
Kościół parafialny piękny, duży, zatem w niczym to nie przeszkadzało.
Zdarzało się i kilka ślubów na jednej Mszy.
Obie ceremonie były wzruszające, nasze przemyślane i dojrzałe przysięgi z podłożem emocjonalnym, łezką w oku. U Męża- bardziej widoczne. Ja starałam się nie rozkleić i udało się.
Suknia biała kupiona wcześniej dużo, cała z falban ( dopasowana, byłam szczuplutka) i konieczny wymarzony długi welon z woalką.
Miałam duże problemy z butami, bo wybór w sklepie żaden. Nie były białe (lekko popielate), na dodatek niewygodne. Później przebrałam na wygodne czółenka- beżowe.
Pan Młody- mój Mąż, kupował garnitur w sklepie, jakich wtedy wiele i wszędzie, a tam ten sam asortyment. Mąż miał identyczny garnitur beżowy, jak się okazało, jak jego szwagier.
A bukiet ślubny, zamiast różowych lilii, były czerwone gloriozy ( Pani w kwiaciarni przygotowała inny z powodu braku wybranych kwiatów). Był ładny.
Pogoda do południa na chwilkę b. deszczowa, ale ciepło. Później bezchmurnie.
Auto, mojej Cioci czerwona Łada, była przystrojona nie lalką (wtedy taka moda, ale mnie się nie podobało), ale białymi goździkami. Mąż ( bo "złota rączka") zrobił z drutu 2 obrączki i owinął je żywymi kwiatami. Niestety nikt nie zrobił zdjęcia, nie wiem dlaczego ( mięliśmy 2 fotografów- znajomi mojego Męża), a wyglądało ładnie, inaczej.
Najładniejsze zdjęcia, to te czarno-białe, choć kolorowe i sepii też mamy. Włożone do dziś są w albumie.
Gości ok. 80 osób, bo przyjezdni i nie wszyscy mogli przybyć.
Zapraszało się koniecznie sąsiadów i niezamężne panny.
Świadkami musiały być osoby wolne, zawsze kobieta i mężczyzna. Taki u nas zwyczaj. Nie było druhen.
Mój śp.( dziś ) przewesoły wujek Zygmunt zajmował się roznoszeniem alkoholu.
Orkiestra- koniecznie wtedy, grała do białego rana.
Nie było nieprzyjemnych ekscesów, typu b. pijani, niegrzeczni weselnicy (w tamtych czasach często tak bywało)
Na drugi dzień były poprawiny, ale niestety przyjezdni z daleka goście wcześnie rano wyjechali.
Wesele było udane, wspominane w rodzinie do dziś.
Chętnie od czasu do czasu oglądamy ślubny album, ze wzruszeniem w oku.
A wesele dziś, jak wygląda?
Mięliśmy w rodzinie w minioną niedzielę.
Dawniej wesela odbywały się tylko w soboty.
Teraźniejsze wesela, to przede wszystkim dopasowanie daty do wolnego terminu sali na przyjęcie.
Później wybór sukni, często szyta na miarę.
Obecnie wszystkie ubrania, dodatki są dostępne, dla każdego według gustu. Dawniej nie było tego komfortu.
Młodzi robią sobie wesela coraz częściej sami. Nie angażują, ani fizycznie, ani finansowo- Rodziców, tak było u nas 2 lata temu. Opis na blogu- klik klik
Na ślubie, weselu ( coraz częściej w plenerze) są drony, didżeje, śmieszne wystroje i miejsca przyjęć, np wiejska stodoła, starodawne pojazdy.
Zamiast kwiatów wręcza się: wino, słodycze, książki, zabawki, a nawet kupony Lotka.
Rzadko odbywają się także poprawiny.
Dawniej było skromniej, ale bez "sztuczności".
Mam wrażenie, że dziś jest wszystko na pokaz, a sama ceremonia czy to cywilna, czy kościelna nie ma podłoża emocjonalnego.
Kościelny ślub nierzadko jest tylko na "pokaz", dla rodziny i dla białej (teraz modne także inne kolory) sukni.
Nawet wiek już się wydłużył. Dziś ślub po 30-tce, to normalka, dawniej staropanieństwo i starokawalerstwo.
Obecnie ważnymi są: praca, kariera, finanse, podróże, nie formalność sakrament.
Nawet pierwsze dziecko jest "odkładane" na potem.
Jest uroczyściej, ale czy te decyzje są przeżyte duchowo i do końca przemyślane...
Mam wątpliwości, czego dowodem jest coraz więcej rozpadów i rozwodów młodych małżeństw.
Z resztą obserwuje się zjawisko "zamykania się" ludzi w czterech ścianach. A niektórzy, nawet w rodzinie spotykają się b. rzadko przy specjalnych okazjach, bo tak wypada.
Czekam już tylko na wesela pozostałej dwójki Dzieci.
Najstarszy Synu- pośpiesz się z decyzją:)
To tyle moich refleksji na temat.
Przepraszam, że nie stosownych zdjęć, ale osobistych nie zamieszczam, taką mam zasadę-wybaczcie.

/ moja weselna kreacja /

Czekam na Wasze spostrzeżenia i opisy Waszych ślubów i wesel. Z góry za wszystkie dziękuję:)
Pozdrawiam serdecznie na kolejne udane dni:)

 /dekoracja stołu weselnego z niedzieli /

do posłuchania, oczywiście weselnie- klik

 Motto do zapamiętania:

"Małżeństwo jest planetą, gdzie on jest biegunem północnym, ona południowym, dzieci zwrotnikami, a szczęście równikiem".

Honoré de Balzac"

21 komentarzy:

  1. Bardzo miło mi się czytało Twoje wspomnienia, naprawdę miło. Poczułam miłość prawdziwą. Ja to chyba nie pasuję do tej nowoczesności. Nie pędzę za pieniędzmi, karierą czy wypasionymi podróżami. Coraz więcej ludzi się rozwodzi, coraz więcej zdrad. Coraz więcej dzieci mających rodziców zalatanych, dzieci samotnych. Znam takich, coraz więcej tego... mnie to przeraża. Mój przyjaciel napisał mi... takie czasy, pogódź się z tym. Ja mówię temu NIE. Wolę coś zrobić, bo może choć wpłynę na jedną osobę. Przecież teraz poznać ludzi jest naprawdę ciężko. Wychodzę i Boziu... może raz w roku odbywam ciekawą rozmowę ( z nowo poznaną osobą)... Żeby jeszcze kontakt był, ale nieee... praca...praca...wszyscy zajęci. Tak jakby kiedyś ludzie nie pracowali, jakby dzieci nie wychowywali, kredytów nie spłacali i ba...w kolejkach po mleko jeszcze czekali. Brednie z tym brakiem czasu, czyste brednie. Wiem, niektórzy muszą, ciężka sytuacja, ale większość oszukuje siebie i swoich bliskich. O zgrozo...zeszłam z tematu. To przez to, że napisałaś, że ludzie się zamykają w czterech ścianach, co jest prawdą. Ja nawet znam rodziny, super uśmiechnięte, zawsze super ubrane, razem spacerujące, a mąż ma na boku dwie kochanki... no tyle tego, że ja wręcz czuje się zmęczona. Czasami chciałabym uciec w miejsce, gdzie nowoczesność jest jeszcze na niskim poziomie. ech No, a życie na pokaz...to nie ich życie...to życie wszystkich wkoło...mało w nim ich samych...
    Jestem z Ciebie dumna, nie każdy ma odwagę pisać PRAWDĘ. Jesteś cudowna! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem z tych nowych:=-) Witam!
    Masz 3 lata większy staż, więc już 30stkę za sobą.
    Suknię znalazłam w ostatnim sklepie, jaki brałam pod uwagę, a Parisette czy tego typu sklepów, w zasadzie w Lublinie nie było. Buty mam do dzisiaj, leżą w pudle, wysoko na szafie, zżółkły, dzisiaj dziwię się jak ja w tym plastiku wytrzymałam całą noc:) Ale poza tym, to sama się czesałam, bukiet kwiatów zamówiła w kwiaciarni i z tym akurat nie było żadnych problemów. Pamiętam, że to był ostatni, upalny dzień lata. Bardzo miło wspominam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne wspomnienia i wspaniały cytat. Super się czyta Twojego posta. Stół też miał piękną ozdobę, super kwiaty. Ważne, by na swoim weselu czuć się jak najlepiej, reszta nie będzie miała znaczenia. :D
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy wpis, masz piękne wspomnienia ze ślubu, a i u mnie temat na czasie, bo ślub już w piątek. Pierwszy ślub miałam cywilny i najbliższa rodzina na obiedzie w domu, było skromnie, bo na nic więcej nie było nas stać. Nie mam jakichś specjalnych wspomnień poza nieprzyjemnymi ekscesami z moją mamą. Teraz, w piątą rocznicę znajomości, drugi ślub cywilny, ale już bardziej dopracowany, poprosiliśmy panią prezydent miasta o udzielenie ślubu, będzie profesjonalny fotograf i skrzypaczka, a przyjęcie, malutkie, na 22 osoby, w wymarzonym pałacu. Będę miała makijaż i fryzurę. Świadkami będzie moja siostra i nasz przyjaciel. Zamiast kwiatów prosimy gości o wino. Rodzice mojego przyszłego męża uparli się, że zapłacą za przyjęcie, kupili też alkohol i dali nam obrączki, które przetopiliśmy na nowe. Moi rodzice nie są zbyt zainteresowani. Chciałam, żeby ślub był z łódzkimi akcentami, nie interesują nas kolory, dekoracje, wystrój, ale chcemy by było z łódzką duszą :) Pozdrawiam serdecznie. I u mnie niedługo ślubny wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam podobne wspomnienia, tyle że ślub i wesele w mieście, przyjęcie w restauracji, ale wszystkiego było brak, więc nawet świnię ze świniobicia trzeba było załatwić.
    Teraz młodzi mają lepszy start we wszystkim i gdy obserwuję znajomych syna, śluby biorą w różnym wieku, dzieci sie rodzą, wesela odbywają się huczne.
    Chyba więc niewiele się zmieniło, kiedyś także zdarzały się rozwody, tylko nikt tak się tym nie afiszował, nie był to powód do chwały.
    Nasz syn ślubuje w sierpniu, już nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę to samo na temat współczesnych ślubów. To już nie to samo co było kiedyś. Nas do Kosciola wiozla ciotka czerwonym polonezem. Teraz był by to straszny obciach 😆😊

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje ślubne wspomnienie jest z tego samego roku, tak więc podobne do Twojego. To, co bardzo wtedy doskwierało, to braki w zaopatrzeniu. Chociaż wesele odbywało się w mieście, trzeba było na wsi załatwić mięso, wędliny. Dziś dla młodych ludzi jest to niepojęte. Myślę że w dzisiejszych czasach ludzie mają więcej możliwości, aby ten wyjątkowy dzień przygotować zgodnie ze swoją osobowością, z pragnieniami i oczywiście możliwościami finansowymi. Dla jednych będzie to huczne wesele z pokazem fajerwerków, dla innych ślub i wesele wśród przyrody. W tym roku 15 sierpnia będzie ślubowała nasza córka. Cała oprawa tego wydarzenia to pomysły jej i przyszłego męża.
    Piszesz, że rozwodów teraz jest więcej niż kiedyś. Pewnie tak, z tym że obecnie dużo się o nich mówi, pisze w prasie, w internecie. Kiedyś była to osobista sprawa, o której wiedzieli bliscy i znajomi. Tak więc, trudno powiedzieć, jak duża jest to różnica.

    OdpowiedzUsuń
  8. Morgano, bardzo ciekawy temat poruszasz, bo lato kojarzy mi się właśnie ze ślubami, my ślubowaliśmy 16 sierpnia, szesnaście lat temu i też widzę, jak wiele się od tamtego czasu zmieniło.
    Obecne wesela są właściwie takimi wyreżyserowanymi przedstawieniami.
    Liczy się pomysł, oryginalność, wystrój. Wszystko zdaje się być perfekcyjne i dopracowane. Często młodzi korzystają z usług profesjonalnych doradców ślubnych. U nas tak nie było.
    Byliśmy "biednymi" studentami, szliśmy trochę po taniości.
    By oszczędzić sukienkę pożyczyłam z komisu, a zdjęć nie robił profesjonalista, lecz kolega.
    Dziś trochę zazdroszczę parom albumów z pięknymi sesjami zdjęciowymi, bo my takich nie mamy.
    Dziękuję za Twoje refleksje, Morgano.
    Myślę, że najważniejsze w tym wszystkim jest by forma nie przysłoniła treści.
    Ps. Podoba mi się Twoja stonowana, elegancka, subtelna kreacja weselna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mój ślub był 40 lat temu a ślub naszego starszego syna prawie 20 lat temu. Róznica była niesamowita.
    Z tym, ze nie ma reguł. I wtedy były niesamowicie bogate i skromne wesela i teraz tak jest.
    Kiedyś dawało się w prezencie obrusy, lampy /do dzisiaj mam jakąs beznadziejna lampkę nocną/ a teraz głównie koperty i drobiazgi. Zdarzają się też w prezencie książki i zabawki Te ostatnie młodzi przekazują do domów dziecka.
    Teraz więcej jest rozwodów, bo kobiety nie godzą się na pewne rzeczy i mają wieksze wymagania w stosunku do mężów. Kiedyś wszystko akceptowały
    dla dobra dzieci i rodziny.
    Po prostu czasy się zmianiają.
    Serdeczności Morgano

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie lubię imprez rodzinnych, a najbardziej wesel. Od samego początku, od kiedy byłam na pierwszym w życiu. Własnego mieć nie chciałam, ale rodzina się uparła i zorganizowała z praktycznie niewielką konsultacją.

    Czyli wzięliście ślub miesiąc po moich narodzinach. :)

    My z mężem braliśmy tylko ślub cywilny (ku zgrozie rodziny :P). Nie miałam żadnego makijażu, ani nie malowałam paznokci. Włosy rozpuściłam pod kapelusz. Sukienka niestandardowa, bo kobaltowa.
    Też miałam czerwone kwiatki. Nie pamiętam jakie to były...

    Orkiestry nie zamawialiśmy, bo miało nie być wesela, chcieliśmy tylko urządzić przyjęcie w atrakcyjnej wg mnie restauracji, całej w drewnie i skórach a'la Janosik. Niestety plan nie spodobał się teściowej i wzięła sprawy w swoje ręce wynajmując salę. Miast orkiestry, bo termin już był późny, stał laptop z wystarczająco dużymi głośnikami.
    Poprawin nie chcieliśmy.

    Mieszkaliśmy już ze sobą zanim wzięliśmy ślub, ale dla nas najważniejsze było bycie razem. Wedle Biblii małżeństwo nie jest zawierane poprzez sakrament w kościele, bo o takowych nie ma tam mowy, więc nie mieliśmy z tym najmniejszego problemu jako wierzący. Ślub wzięliśmy bym mogła legalnie mieszkać w Szwajcarii.

    Nie widzę się jako matka, nie mam instynktu macierzyńskiego i nie chcę się do tego zmuszać. Widywałam wiele kobiet, które albo "wpadły", albo rodziły dla zadowolenia rodziny. Ale były to nieszczęśliwe kobiety. Nie jest prawdą, że gdy kobieta zajdzie w ciążę, wszystko się zmienia i pragnie tego dziecka. Albo pragniesz na samym początku i starasz się o nie, albo daj sobie spokój, bo nie dasz mu miłości. Poza tym drażni mnie kwestia niechcianych dzieci i wolałabym przyjąć jedno z nich. Na to się czuję. Historie adopcji zawsze mnie wzruszały, więc tak całkiem z kamienia nie jestem.

    OdpowiedzUsuń
  11. W przyszłym roku minie 35 lat od naszego ślubu. Najpierw cywilny, potem kościelny. Bez zbędnych wydziwień i zastawiania, by się pokazać. Nie było pieniędzy, więc wszystko po kosztach własnych. Tylko fryzura zrobiona u fryzjera, ale i tak ją rozczesałam. Chcieliśmy być razem, a rodzina nam towarzyszyła. Na weselu była jej duża część, było co jeść (do czego i ja się przysłużyłam) i były tańce do białego rana. Było wesoło i radośnie. I tak jest dalej w naszym związku. Można bez zbędnej pompy i nie na pokaz, bo nie o to w związku chodzi. Szkoda, że zachłysnęliśmy się tą nową modą, a często zapominamy o wartości małżeństwa. I to my, rodzice, gdzieś popełniliśmy błąd! Może da się tę dziwną machinę jeszcze zatrzymać! Dzięki za możliwość przypomnienia sobie tamtego dnia, nawet obejrzałam ponownie zdjęcia (czarno-białe), których nie ma zbyt dużo. Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Niesamowity post, przeczytałam jednym tchem.
    Dzisiaj mam jeszcze sporo do załatwienia, ale obiecuję, że wrócę i napiszę więcej. Dopiero za tydzień, bo nie będę miała wcześniej możliwości.
    Wszystkiego dobrego!! Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytając Twój wspaniały post przypomniało mi się moje wesele , które było 26 lat temu, oj jak ten czas leci. Bardzo podobnie było, jak u Ciebie.
    Dzisiaj wszystko jest na pokaz.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja wychodziłam za mąż ćwierć wieku temu w Japonii. Do zawarcia ślubu wystarczyło złożenie dokumentów w urzędzie miasta. Po kilku miesiącach urządziliśmy przyjęcie. Zazwyczaj na takie przyjęcie zaprasza się rodzinę, współpracowników (z szefami włącznie) i znajomych. Lekko licząc kilkadziesiąt osób. Impreza trwa ok. 2 godzin. Są przemowy, toasty, krojenie tortu przez nowożeńców, panna młoda przebiera się dwa-trzy razy (biała sukienka jak do ślubu kościelnego, tradycyjne kimono, suknia kolorowa taka hmm... jak na bal). Tańców nie ma. Na koniec goście dostają drobne prezenty. Goście z kolei przynoszą pieniądze zamiast prezentów. Moje przyjęcie było bardzo skromne jak na panujące zwyczaje, z czego teściowie byli mocno niezadowoleni. Organizacja takiego przyjęcia to ogromne koszty, które nie zawsze się zwracają z pieniędzy otrzymanych od gości, więc obecnie często się zdarza, że młodzi tylko rejestruja związek w urzędzie, a przyjecie odkładaja na lepsze czasy lub całkowicie z niego rezygnują.
    Ciekawostka: Japończycy uwielbiają ceremonie ślubne kościelne, choć z religią nie ma to nic wspólnego. Ślubu udziela nie ksiądz czy pastor, ale zwykła osoba, najlepiej jesli jest to obcokrajowiec przebrany za księdza.
    Moożna oczywiście zawrzeć związek małżeński zgodnie z tradycją czyli w obrządku shinto.
    Na polskich weselach byłam może raz czy dwa, więc chętnie przeczytałam Twój opis.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestem po rozwodzie, ale suknię mam do dzisiaj
    Śmiałam się, że nie zostawię byłemu, bo jest tak piękna, że jeszcze zacznie się w nią przebierać ...
    Czasy się zmieniły, ale z własnego doświadczenia powiem tylko tyle, trzeba hartu, aby wytrwać we dwoje
    Serdecznie gratuluję Wam
    Miłość to uczucie , które kwitnie, przekwita i czasami należy cierpliwie czekać na kolejne owoce

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam z zapartym tchem, podobnie wyglądał mój ślub, a buty miałam pomalowane na biało, bo były beżowe. Współcześnie nikt nie robi makaronu, sałatek, wędlin itp. Cóż, wszystko w rękach wybranej restauracji. Kreacje do wyboru i koloru, ale przecież nie to jest najważniejsze w małżeństwie.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Wspaniałe wspomnienia i piekny post.

    Ja ślub brałam prawie dwa lata temu, ale od razu z mężem ugodniliśmy, że nie chcemy hucznego wesela, zwykłe przyjęcie nam wystarczy i chcemy ten dzień przeżyć w gronie rodzinnym i najbliższych przyjaciół. Mieliśmy ślub kościelny,a potem obiad, tort i mały poczęstunek. Później zaprosiliśmy rodziców i kilka osób do nas do domu i tam mieliśmy takie małe poprawiny, tyle że tego samego dnia. Miałam wymarzoną różową sukienkę, choć moja mama na początku nie chciała sie zgodzić, bo myślała, że wszystko będzie tradycyjnie, ale później jakoś musiała zaakceptować moją decyzję.

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam podobne przemyślenia. Cóż... Jakie czasy, takie śluby. Kiedy ja wychodziłam za mąż, wiedziałam,że podejmuję decyzję na całe życie: w zdrowiu i w chorobie.... I tak w tym roku stukną w sierpniu 33 lata. Teraz słowa przysięgi, jakby straciły na wartości, są, bo taka jest tradycja, ale nie zobowiązują. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. http://furtka11.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. U mnie też było podobnie - w sierpniu 1993 roku, chociaż mieszkałam w mieście. Ślub i wesele odbywały się w mieście. Teściowa i moja mama razem przygotowywały bigos, mięsa i ciasta, a my - młodzi robiliśmy sałatki. Też sami sobie kupiliśmy stroje ślubne. Ja jeździłam do krawcowej na przymiarki sukien, bo sukienki były dwie: jedna do cywilnego, a druga do kościelnego ślubu. Wesele trwało do tej pory, dopóki goście się bawili. Poprawiny też były.
    W domu przed ślubem rodzice udzielili nam błogosławieństwa. Też miałam obrączki na samochodzie, zrobione przez moją świadkową. Wspaniały to był czas ! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziękuję pięknie za Wasze szczere wspomnienia, przeżycia, emocje ślubno-weselne:)

    OdpowiedzUsuń