Wymyśliłam chyba nową "chorobę", czyli depresję urlopową.
Niejedna osoba pewnie się zdziwi, jak na urlopie, wolnym może nas spotkać coś takiego...
Ano, sama się temu dziwię, bo mam taki stan pierwszy raz w życiu. I oby ostatni!
Zacznę od początku.
Tu chyba jest moja wina, bo od jakiegoś czasu nie lubię planować niczego na zapas, z większym wyprzedzeniem. I złamałam teraz tę zasadę.
Niestety, zaplanowałam idealnie, ułożyłam sobie w myślach cały mój czas urlopowy. Pisałam o tym nawet w ostatnim poście.
Myśli swoje, czyny, a życie i tak skorygowało wszystko.
Na początku wystraszyły mnie upały. Powiedziałam poczekam, mam czasu wiele, zrobić zdążę według planu i wyjadę. Jak zawsze do Rodziców na Kielecczyznę. Nadmienię, że ja bardzo źle znoszę długą podróż pociągami i autobusami.
Ale...upały trwały, w międzyczasie Mężowi wypadły pilne zajęcia, a mnie wizyta u lekarzy, badania.
Zabrałam się póki co, za porządki w mieszkaniu. Wyprałam wszystko, co tylko można było: kołdry letnie, koce, narzuty. Zrobiłam porządek w wielu szafach, na półkach, zakamarkach.
Przyszła kolej na przetwory: soki z aronii, babki lancetowatej. Zrezygnowałam z nalewek i innych soków, bo zapasy mam jeszcze w spiżarce. I powoli leczę się z "rozdawnictwa". A, to za sprawą moich chorych stawów.
Odwiedzałam regularnie moją starszą znajomą, której mocno doskwiera samotność. Pani Maria skończyła parę dni temu 79 lat.
Przeczytałam 2 tomy, zaczęłam 3, z 4-tomowej sagi. Obejrzałam kilka, niby dobrych filmów, ale nie wszystkie mnie zachwyciły.
Oczywiście "szalałam" w kuchni, dogadzając bliskim.
Zajmowałam się troskliwie kwiatami, roślinami w mieszkaniu i ogródeczku.
Rozmawiałam telefonicznie z rodziną, znajomymi, ale...ciągle czegoś brakowało.
Ale, to wszystko nic!
Praca fizyczna, to jedno, a myśli w głowie, to inna kwestia.
Z dnia na dzień odczuwałam pustkę, rozżalenie, ból, że nigdzie nie wyjechałam, że nadal "tkwię" w miejscu zamieszkania i męczy mnie codzienność.
Nie rozumiem tego stanu. Nie raz wcześniej brałam tydzień urlopu, aby pobyć w domku. I nawet brzydka pogoda: deszcz, ani mróz mi nie przeszkadzały. Wypoczywałam, robiłam rzeczy dla mnie miłe, relaksujące i było dobrze.
A teraz w ciągu dnia, kiedy jestem sama, przeważnie do godz. 15.00 ( o tej porze wraca Mąż), nie mogę zebrać myśli pozytywnych, tylko "dołki", łzy. Nawet ulubiona kawka na ostro z pieprzem cayenne lub czekoladowo- miętowa, nie pomagają.
W nocy, prawie zawsze koszmarne sny lub długie godziny leżenia i męczarni z powodu gorąca.
Dziś jest już czwartek, przedostatni dzień urlopu i ...nie powiem, że bardzo się cieszę na powrót do pracy.
Ale, przynajmniej dzień będę miała zajęty, według planu, ustalonego przez innych.
Martwi mnie ból, który tym razem umiejscowił się w biodrze. Moje kości, chyba coraz mocniej się "wykruszają" i słabną, tak jak ja.
Przepraszam za ten osobisty, niezbyt pozytywny post, ale pisany z potrzeby serca.
Dziękuję za Waszą obecność, a Agnieszce R. i Beacie-Beci za pocztówki z wakacji i pamięć:)
Z ostatniej chwili: przeczytałam post na pewnym blogu, obejrzałam wzruszający film o młodej dziewczynie chorej na raka i "otrząsnęłam" się trochę.
Poszłam do kosmetyczki i humor ciutkę lepszy.
Dziś, czyli w piątek, odwiedziła mnie niespodziewanie Siostra ze Szwagrem, ucieszyła mnie ta wizyta bardzo. Mieszkają razem z Rodzicami.
klik, po posłuchania
Cytat do przemyślenia:
"Pustka nigdy nie jest bezdomna. Wdziera się przez otwarte okna samotności".
Halina Ewa Olszewska
Dobrze, że o tym piszesz, bo wbrew pozorom zdarza sie to wielu z nas. To chyba wina i hormonów i pogody i wielu rzeczy. Też miewałam takie stany, dopóki nie powiedziałam sobie, że urlop jest dla rozpieszczania siebie i leniuchowania, bo jeszcze człowiek za tym lenistwem zatęskni. Gdzie jest napisane, że urlop MUSI byc zaplanowany i perfekcyjny?
OdpowiedzUsuńDbaj więc o siebie, ciesz się chwilą, trzymam kciuki za lepszy nastrój:-)
Dziękuję za zrozumienie;)
UsuńJa mam zwykle depresję po urlopie, często jak skąś wracam i nie ważne czy to był weekend gdzieś w innym mieście, czy tydzień w Hiszpanii dwa albo trzy dni o powrocie nie mogę się pozbierać, nie mam na nic ochoty i po prostu tęsknię.
OdpowiedzUsuńDużo zdrówka życzę i uśmiechu.
Jak pisałam, mnie taka depresja "dopadła" po raz pierwszy, to chyba z wiekiem przyszło.
UsuńDziękuję:)
Trzymam kciuki, by szybko powróciły dobre, radosne nastroje :)
OdpowiedzUsuńPowoli wracają, dzięki:)
UsuńBywa.
OdpowiedzUsuńI nie ma co wartościować, bo czasem drobiazg potrafi nas przygnieść. Grunt, że potrafimy znowu złapać pion, zauważyć piękno dnia i codzienności.
Buziaki.
P.S. Cieszę się, że jest lepiej!
Kto, jak nie Ty mnie rozumie- dziękuję, że Jesteś!:)
UsuńChwytaj dzień, bowiem drugi taki już się nie wróci.Ciesz się każdą chwilą, bo nigdy nie wiemy, ile nam zostało.
OdpowiedzUsuńSerdeczni pozdrawiam
Chwytam, dziękuję:)
UsuńMnie te upały pokrzyżowały plany. Nie mogłam ruszyć ręką ani nogą hahaha
OdpowiedzUsuńWitaj na moim blogu!
UsuńUpały meczące na dłuższą metę, to fakt.
Dołki przytrafiają się chyba każdemu, ale nie każdy potrafi o nich mówić, a dobrze jest się wygadać czy też napisać, to przynosi ulgę. Mam nadzieję, że teraz humor będzie szedł do góry, czego Ci życzę z całego serducha.
OdpowiedzUsuńBożenko!
UsuńZ serca dziękuję za te słowa, niczym "miód":)
Urlopowa depresja? Hm... Grzebię w kartotece pamięci i nie znajduję, natomiast dokopałam się pourlopowej. Dopada mnie, kiedy wracam do obowiązków. Po głowie jeszcze snują się przyjemne obrazy, a tu kurz na meblach nie wiadomo skąd i inne prozaiczne sprawy.
OdpowiedzUsuńOd śmierci Kory nie czytam, nie słucha i nie oglądam niczego co posiada znamiona nieuleczalnej choroby.
Miłego dnia :-D
Miłego:)
UsuńMyślę, że w dużej mierze tegoroczne upały wywołują taki stan rzeczy. Dokuczają każdemu, ja wyjątkowo w tym roku jestem przemęczona, nie tylko mam dużo pracy, ale ta duchota wysysa resztki sił :/ Tez nie mogę spac w tym gorącu. Szkoda, że Twój plan urlopowy nie spełnił się tak jak chciałaś, oby jesień była dla nas łaskawsza. Przepowiednie mówią, że nie będzie w tym roku grzybów, ale może się nie sprawdzą ;)
OdpowiedzUsuńKochana!
UsuńDziękuję i wierzę w lepsze jutro:)