sobota, 18 lutego 2017

Czas mądrych kobiet, czyli życie po 50 tce!- powrót do tematu

          Witam wszystkich, którzy czytają i odwiedzają mojego bloga:)
Jest południe pewnego lutego zimowego dnia. Pogoda za oknem raczej jesienna, deszczowo i pochmurnie.
Powracam do tematu z maja 2016r. Co wówczas napisałam jest tutaj klik
Choć to krótki czas, muszę poczynić kilka poprawek.
Czas mądrych kobiet, czyli życie po 50- tce!, cóż to dziś dla mnie znaczy?
Myślałam, że zmęczenie, starość nie przyjdzie tak szybko i życie po 50- tce jest piękne i mądrze dojrzałe.
Ale...sił z dnia na dzień ubywa, do emerytury daleko, codzienność mnie przerasta.
W tym wszystkim największy ból sprawiają ludzie, zarówno Ci w pracy, jak i obcy: kąśliwi, nieuprzejmi, bez kultury słowa i ogłady.
Nie rozumiem obecnego pokolenia, nie umiem myśleć, jak oni, nie znam beztroski i byle jakowości w działaniu, zachowaniu, postępowaniu.
Z wiekiem narasta moja nadwrażliwość i nadal nie nauczyłam się asertywności. Co w dzisiejszych czasach jest niezbędne do funkcjonowania.
Denerwuje mnie także świat medialny, wszechobecna polityka i zajadłość ludzi z pierwszych stron gazet.
Człowiek człowiekowi wilkiem- nawet ten najbliższy. Co dzieje się z ludźmi? przypominają sobie często o nas, kiedy im samym potrzebna jest pomoc.
Mijamy się codziennie, nawet bez "dzień dobry", nie mówiąc o uśmiechu czy przyjaznym słowie.
Boję się niedołęstwa, zdania na czyjąś łaskę. Pracuję ciężko fizycznie, stawy niedomagają coraz mocniej.
Pracować jeszcze muszę, choć za kilka lat moja emerytura może wystarczy na przysłowiową bułkę tylko...
Nigdy w życiu się nie obijałam, nie prosiłam o pomoc przy bawieniu dzieci, poświęciłam czas rodzinie, udzielałam się dużo społecznie, żyłam uczciwie. Co teraz z tego mam? 1125 zł miesięcznie. A, jak się nie podoba, to na moje miejsce...itd, tak niedawno usłyszałam w pracy od dyrektora personalnego( jednego z wielu w mojej firmie).
Nawet na sanatorium i dłuższe L-4 nie mam szans, bo kartoteka u lekarza czysta. Terminy do specjalistów długie. Pozostaje doraźne leczenie, mało skuteczne, gdy się przepracowuje dzień w dzień i dźwiga.
Dzisiaj mogę napisać śmiało. Życie po 50-tce nie jest takie różowe, jak myślałam.
Mam przecież bliskich, rodzinę- ktoś napisze. Owszem. Ale nie wszystkimi dręczącymi nas sprawami powinniśmy obarczać innych.
Córka przygotowuje się do ślubu, wesela. Młodzi sami je organizują.
Najstarszy syn ma egzaminy na studiach i na głowie pisania pracy. A najmłodszy- ambitny, czas uczy się pilnie do matury.
Mąż- emeryt nadal pracuje, bo ciężko wyżyć z mojej marnej pensji i jego niewielkiej emerytury.
I, jak tu bliskich obarczać jeszcze swoimi "babskimi" sprawami i rozterkami dnia codziennego.
Przepraszam za ten bardzo osobisty i refleksyjny post.
Nie potrzeba mi współczucia, ale zrozumienia.
Liczę na komentarze Pań 50 +, którym temat jest znany.
Pozdrawiam  wszystkich, którzy czytają jeszcze mojego bloga:)

słucham sobie- klik

/moje małe radostki- kwiaty/

Cytat do zapamiętania:

"Cierpienie jest istotą życia i wobec tego nie przychodzi do nas z zewnątrz, lecz jego niewysychające źródło tkwi w każdym".
Arthur Schopenhauer

19 komentarzy:

  1. widzę ogromną różnicę w stanie zdrowia pań, które całe życie pracowały fizycznie i tych, które pracowały twórczo lub za biurkiem. Mam wrażenie, że świat wirtualny tego nie dostrzega - praca fizyczna bardzo obciąża organizm który do pewnego czasu regeneruje się ale po pięćdziesiątce domaga się odpoczynku, lżejszego wysiłku i dłuższego snu, ale spać już nie można bo bolą stawy i dokucza kręgosłup, ze zdumieniem obserwujemy, że coraz trudniej nam podbiec na przystanek czy wejść na czwarte piętro. Wiesz, mi znajome nieraz mówią - czemu nie pójdziesz do pracy do kuchni, przecież przyjmą cię. Tylko nie wiedzą, że to jest jedna z najcięższych fizycznie prac wielogodzinna i w bardzo trudnych warunkach.
    Przesyłam pozdrowienia i życzenia wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny, refleksyjny post. Zgadzam się z Tobą Morgano.
    Zastanawiam się, co dzieje się z ludźmi? Człowiek człowiekowi wilkiem - nawet ten najbliższy.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiesz, że ja wgl. nie oglądam telewizji, nie czytam gazem i nie sprawdzam pierwszych stron informatorów internetowych?
    Jeżeli stanie się na świecie coś bardzo ważnego, dowiesz się o tym. Zawsze tak jest. W pracy, od rodziny, lub w trakcie serialu. A cała reszta, na którą i tak nie mamy wpływu, dzieje się obok mnie. Nie ma sensu frasować się tym.

    Na stawy polecam ortonfleks. Konkretnie ten w saszetkach do rozpuszczania w wodzie. Kuracja miesięczna, niestety do tanich nie należy, ale uwierz mi, działa. Popytaj w aptece.
    Ja mam kłopoty ze stawami od dziecka. Po tym jest dużo lepiej, stosuję średnio raz na pół roku. Muszę. Inaczej nici ze sportu czy gór.

    Też kiedyś usłyszałam od szefa, że nie jestem nie do zastąpienia. Zmitygował się dodając, że na jego miejsce jest również wielu wykwalifikowanych chętnych.
    Co nam to da, że będziemy się zadręczać, by być tymi najlepszymi? Stawki nam za to nie podniosą, a coś zarobić trzeba.

    Moja kartoteka lekarska jest przepełniona. Prócz tego, że mam poważne schorzenie kręgosłupa i w ogóle nie powinnam dźwigać - dźwigałam. Lekarz doradził mi zmianę pracy, bo rehabilitacja, na którą chodziłam raz lub dwa razy w tygodniu, nie pomagała. Basen jeszcze jako tako działał, mnie bolało.
    Niestety pan doktor nie chciał mi przepisać na receptę nowego miejsca pracy. Za to mógł dać skierowanie do sanatorium ortopedycznego. Mój szef mógłby tego nie znieść...
    A dziś już tam nie pracuję. I co mi z tego przyszło? Pogorszony stan zdrowia i żadnych oszczędności z haniebnej wypłaty.

    A napisała ten komentarz kobieta przed trzydziestką.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. 15 lat temu, gdy kończyłam 50 lat, trochę byłam zaniepokojona, przeglądałam się uważnie w lustrze, wsłuchiwałam we własny organizm. Zmiany były, nie ma co ukrywać. To magiczna liczba. Musiałam się wziąć w karby. Syn miał już swoją rodzinę, dzieci. Pracowałam jako księgowa, podjęłam dodatkową pracę na zlecenie. Absorbowała mnie, brakło czasu na rozważanie, że starość puka do drzwi. Na pewno pomógł mi mężczyzna, który został wkrótce moim mężem. Mój najlepszy czas rozpoczął się w wieku 55 lat, gdy przeszłam na emeryturę. Trochę jeszcze pracowałam, ale to była już drobna rzecz. Bo uznałam, że to ja dla siebie jestem najważniejsza, nic nie muszę. To wtedy zaczęłam naprawdę dotykać życia, cieszyć się domem i ogrodem.
    Morgano miła, jesteś bardzo delikatną i wrażliwą kobietą. Jest to wielka zaleta, ale niestety nie pomaga w życiu, które przypomina busz. Już nieraz pisałam, że trudnych czasów doczekaliśmy. Nawet w rodzinach brak szacunku, uczciwości. A to najbardziej boli. W pracy też prawo pięści, bezpardonowa walka. Trzeba przyodziać się w nieprzemakalny kubraczek chroniący przed złem. I niestety, uczyć się powoli dystansować do spraw, na które nie mamy wpływu. Konieczna asertywność, tych mających z nią kłopot, bezlitośnie niszczy się i wykorzystuje. Wiem to po moim mężu, który zawsze grzeczny nie odmawiał pomocy. Gdy w końcu w miarę nauczył się asertywności, zaczął odmawiać, była obraza. Przekonałam go, żeby nie zważał na to, niech wykonuje tylko obowiązki wynikające z zakresu czynności. Nie jest w końcu chłystkiem, ma prawie 60 lat i zdrowie też odmawia posłuszeństwa.
    Ja mam 65 lat, Bogu wdzięczna jestem za każdy dobry dzień. Oczywiście , juz zdrowie nie to, już pamięć, wzrok, też nie najlepsze, ale to wszystko mamy wpisane w nasze ludzkie życie. Staram się omijać zawirowania, nie wchodzić w konflikty, nie stać mnie na to. Mam dobrego syna, synową, która mnie nie akceptuje, dorosłe wnuki. Nie wszystko mi się oczywiście podoba. Nie przeżyję za nikogo życia. Jedyne, co mogę zrobić dla moich najbliższych, to modlić się. Serdeczności zostawiam, Morgano, strasznie dużo mi się napisało, ale z serca życzę Ci, abyś pokonała złe myśli, i w te dalszą drogę szła odważnie. Najważniejsze jest zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Takich czasów doczekaliśmy, też nie akceptuję obecnej rzeczywistości, ale staram się odganiać od siebie złe myśli. Jeśli coś ma być, to i tak będzie. Niedługo wiosna, słońce przygrzeje, powieje optymizmem, czego wszystkim życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja 40+, w głowie pstro. Hm, co tu powiedzieć?

    Kartotekę zaczęłam zapełniać, bo powinnam od zawsze leczyć kręgosłup, a tego nie robiłam. Taki był mój wybór, teraz zmieniłam optykę.

    Jak chcę, żeby ktoś się uśmiechnął albo przywitał sama robię to pierwsza.

    O wytrzymywaniu i przychodzeniu do pracy gdy jest się chorym słuchać nie mogę, szczególnie gdy mówią to osoby starsze ode mnie, które oczekują od młodszych, żeby te nadwyrężały swoje zdrowie w celu ... no właśnie ... po co? Dla młodszego pokolenia jest jasne, że w pracy jesteśmy doskonale zastępowalni i jeśli nie zadbamy o siebie nikt o nas nie zadba. ZASTĘPOWALNI. Nie jest to groźba, ani lekceważenie, ale fakt. Praca to nie relacja towarzyska - chodzimy tam, żeby zarabiać na nasze własne życie i nic ponad dobrze wykonaną usługę pracodawcy się od nas nie należy. Gdy usługi nie możemy wykonać i chorujemy, mamy do tego prawo. Nie musimy mieć wyrzutów sumienia, to nie relacja z tatusiem i go nie zawodzimy. Inaczej jest, gdy mamy własną działalność, ale i wówczas powyżej własnego nosa nie podskoczymy.

    Rodziny nie założyłam. Nie mam złudzeń, ale wiem też, że życie to ruletka.

    Telewizję oglądam, bo jeszcze zamierzam pożyć. Chcę wiedzieć, jakie są przepisy, czy ci półanalfabeci zmieniają jakieś prawo, które dotknie mnie. Jeśli mnie dotknie mogę i nie boję się protestować. Bo przyszłość nie jest mi jeszcze obojętna. Tu nie chodzi o to, że ktoś tam kogoś nie lubi, czy ktoś się z kimś kłóci. Chcę wiedzieć, jaką emeryturę będę miała, jakie będę miała prawa jako kobieta, czy będzie mnie stać na wizyty u ginekologa i czy nikt nie uzna, że hormonalna terapia zastępcza to jakieś bzdety, bo leszpe jest klepanie zdrowasiek.

    Żyć mi się chce. Nawet gdy jest trudno, a bywa. Bo mam życie. Spotykam niewłaściwych ludzi. Czasem płaczę, ktoś mi serce złamie. Uczę się na raz trzech języków, uprawiam seks i jeszcze nie wiem kim będę, gdy dorosnę. Nie zamierzam też tego zmieniać zbyt szybko.

    OdpowiedzUsuń
  7. Delikatne i wrażliwe natury zawsze miały pod górkę. W życiu trzeba do przodu pchać się łokciami ale to nie dla każdego i widocznie też nie dla Ciebie Bożenko.Pilnuj własnego zdrowia bo jedno je tylko mamy. Moje się popsuło na amen ,ale ja też już przed chwileczką 80 skończyłam. Lekarz w Onkologii dał mi jeszcze pół roku i bez szans na leczenie bo w moim wieku to już nie.. Jak widzisz kay ma ten swój krzyż do dźwigania. Buziaki serdeczne-;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, ze zmieniłaś lekarza! Co on Bogiem jest, ze wie ile jeszcze pożyjesz?

      Usuń
    2. Ula - w Twoim wieku, to ten gagatek chodzi do tyłu bardzo wolno, więc niech się lekarz pomodli o urodę bo na rozum za póżno.
      Siostra mojej Babci ma 102 lata, właśnie przeszła bardzo ciężkie zapalenie płuc, nie piła, nie jadła, leżała bez przytomności ... lekarze nie filozofowali, co się opłaca, tylko wzięli się do roboty ... dzisiaj już Cioteczka ze smakiem wcina kanapki a my rozmawiamy z Cioteczką przez telefon, bo na różnych krańcach Polski mieszkamy.

      Usuń
  8. Dla mnie progiem była nie 50-tka, a 60-tka. Bo zdałam sobie sprawę, że oto nadchodzi powoli starość. Na razie nie jest najgorzej, choć to i owo szwankuje, wiadomo. Jednak jest jeszcze czym się cieszyć na co dzień, choćby wnusią półtoramiesięczną...

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety, ale to jest prawda Morgano o czym piszesz, człowiek starszy w dzisiejszych czasach nie może na nikogo liczyć, zdany jest na samego siebie. Świat zwierzęcieje...
    Twoje storczyki są piękne.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy człowiek z sił opada a zdrowie szwankuje na dodatek na koncie zbyt wiele nie jest i musi pracować, bo do emerytury wciąż długa droga, a ZUS uzdrawia...w pracy nieszczególna atmosfera a zarobki to mizeria...trudno być optymistką i z uśmiechem patrzeć w przyszłość. Pytanie, co robić? Odpowiedź jest jedna: zadbać o siebie i o swoje zdrowie. Bo jeśli się tego nie zrobi, może być jeszcze trudniej albo życia może już nie być.

    Wiesz, że u mnie specyficzna sytuacja, i że właśnie uświadomiłam sobie, że już nigdy do pracy nie wrócę, niezależnie od tego, co postanowi ZUS. Chcę żyć jak najdłużej i nie tylko chodzi o fizyczną stronę niemocy, ale też o stres. Na swoim nie jest go wcale mniej.

    Serdeczności Kochana, i proszę zadbaj o siebie! Wiem, że dobre rady to... ale przy tak niskich zarobkach, to nie żal zmienić pracę. Może warto się rozejrzeć za czymś lżejszym.
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  11. ja mam 62
    jestem już za tą granicą kiedy uświadomomiłam sobie, że zawsze jest szansa na to ... że może być gorzej ...
    w związku z tym, cieszę się tym, co od życia dostaję, chałwą , pierogami, wiosną czy śniegiem, zawsze przecież może mi tego zabraknąć
    -------------
    jestem na emeryturze ale moja Mamcia ma już 82, nasze 2 emerytury to nie powiem, ogromna kwota i można za nią trochę ale na pewno nie leczyć się, czy spłacać stare kredyty ... pracuję więc pilnie i mam zamiar jeszcze długo, ale jak będzie a kto to wie ???? jest jak piszesz, oczy nie te siły nie te ... kiedyś mogłam 4 noce , teraz po jednej padam, ale się cieszę, że pracę mam bo inaczej ... sama wiesz

    OdpowiedzUsuń
  12. A co o mężczyznach 70+? Jako jeden z nich obserwuję również Bliską Mi Kobietę, która ma za sobą także 70. Byłem świadkiem przekraczania kolejnych Rubikonów Jej życia. Razem je pokonywaliśmy i może dlatego przebiegały bez wstrząsów i załamań, jak to zazwyczaj bywa. Pogodnie patrzymy w ograniczoną już nieco przyszłość...

    Pozdrowienia, szczególnie dla Tych, Co 50+:)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję pięknie za wszystkie Wasze szczere komentarz, Panom także:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Właściwie nie powinnam się wypowiadać, bo choć mam 65 lat, to na rentę mnie odesłano w wieku lat 35. Ponieważ miałam dziecko na wychowaniu próbowałam dorobić i ciągle słyszałam, że na moje miejsce mogą zatrudnić iluś zdrowych i nie będzie obowiązku stworzenia warunków chronionych. Pięć lat bezproduktywnej walki i nagle w wieku 40 lat, uświadomienie sobie, że z powodu stresu zdrowie(nerwy) straciłam, a pracy nie zyskałam. Dziś, kiedy zdrowie jest do kitu, a ja sama go nie poprawię, gdyż brak chęci pomocy ze strony lekarzy, siedzę i "giczołami sobie kiwam" jak Barbara Rylska.

    OdpowiedzUsuń