wtorek, 13 października 2015

Ukłon w stronę nauczycieli

     Witam pięknie miłych gości na moim blogu :)
Jutro święto wszystkich nauczycieli, pedagogów, wychowawców, pracowników szkolnictwa.
Zatem świetna okazja, aby powspominać dawne, dobre czasy, swoją szkołę i nauczycieli z tamtych lat. Bo takich pedagogów, jak dawniej, oddanych, życzliwych, pełnych dobroci- dziś jest niewielu.
Chciałabym choć na chwilkę cofnąć czas, usiąść na nowo po raz pierwszy w szkolnej ławce, ubrać granatowy fartuszek z białym kołnierzykiem...ech- łezka już w oku się kręci.
Rozpocznę wspomnienia od szkoły podstawowej. Był rok 1970, moja pierwsza klasa. Pamiętam swoją pierwszą Panią wychowawczynię. Uczyła nas muzyki, a nadto rozmiłowała w czytaniu książek. Prowadziła bibliotekę szkolną. Pięknie grała na skrzypcach i opowiadała o znanych kompozytorach. Zachęcała do czytania książek. Byłam prymuską w tym ostatnim.
Większość moich nauczycieli, to kobiety. Niektóre bardzo ostre, wymagające, inne opiekuńcze, ciepłe, przyjazne, niczym koleżanki.
Z każdą z nich, piszę o szkole podstawowej, można  było porozmawiać po lekcjach, zawsze miały dla nas czas. Zauważały, gdy dzieje się coś niedobrego, delikatnie pytały o powody naszego smutku, opuszczenia w lekcjach.
Pamiętam, a było to w IV klasie, chorowałam dosyć długo na chorobę zakaźną, byłam w szpitalu. Pani Jadwiga K.od matematyki, bardzo ostra, wymagająca, pomagała mi po lekcjach nadrobić matematyczne zaległości. Po wielu, wielu latach, kiedy już pracowałam, spotkałam ją przy jakiejś okazji. Pięknie jej się ukłoniłam, podziękowałam wzruszająco za tamten szkolny czas, przypomniała sobie i z łezką w oku uścisnęłyśmy się serdecznie.
Kolejna Pani wychowawczyni, uczyła j. polskiego Grażyna B., kochałyśmy się wszystkie w jej przystojnym synu. Była bardzo ciepłą osobą, miłą, chętnie organizowała plenerowe wycieczki.W ogóle w tamtych czasach było wiele wyjść w teren, takich lekcji na powietrzu.Wspominam je bardzo dobrze.
Dzięki niej wzmocniłam się w umiłowaniu j, polskiego.
Szkoła podstawowa nadal, ale zmiana miejsca zamieszkania. Nowe środowisko, nauczyciele, koledzy. I tu miła niespodzianka. Spotkałam kolejną cudowną Panią od chemii, fizyki. To moja wychowawczyni  z klasy VI i VII- Maria P., z którą niedawno wymieniłyśmy zdjęcia z tamtych lat i powspominałyśmy, choć tylko wirtualnie. Odszukałam ją na portalu społecznościowym. Po tylu latach, pamiętała mnie i nasza klasę
I tutaj poznałam Lidkę K.- moją wspaniałą przyjaciółkę. Pisałam o niej na blogu już.
Środowisko wiejskie, a tam pobierałam naukę, do klasy ósmej,  różniło się od miejskiego. Każdy każdego znał, nauczyciele uczyli moją mamę, ciocię. Często je porównywano ze mną. Zaznaczę, że mama była zdolną, pilną uczennicą, a ciocia odwrotnie.
Dawniej nie było żadnych forów, znajomości, innego traktowania. A były, to czasy: bicia po łapach, kar- cielesnych także, częstych kontaktów z rodzicami w razie potrzeby.
Byłam spokojną uczennicą, nieśmiałym dzieckiem, zatem było dobrze.
Kto z tamtych czasów nie pamięta Pani woźnej?  dbała o porządek, ale i nasze bezpieczeństwo na korytarzach. A przecież w baletkach, czy śliskich kapciach idealnie się ślizgało po wypastowanej podłodze.
Nigdy swoich nauczycieli nie darzyłam nienawiścią, pomimo ich nie raz srogich min, częstego odpytywania na stojąco na środku klasy, czego nie lubiłam. Ale- byłam pilną uczennicą, zatem to mały strach.
Klasa VIII, to wyjazd do dużego miasta. Inne wymogi, nowe środowisko, modnie ubrana młodzież. Ale dałam radę, dogoniłam materiał, dopasowałam do kolegów. Ale dalej- nieśmiała ja. Tu były pierwsze koleżeńskie zażyłości, pierwsze zauroczenie kolegą, pierwsze koturny i prywatki.
Szkoła średnia, to 4 lata liceum i bardzo trudne czasy. Stan wojenny, pustki w sklepach, męczące, długie dojazdy. Ale i "złote serce" naszej wychowawczyni od chemii- Pani Izabeli O. To ostra, wymagająca nauczycielka, ale za swoją klasę oddała by wiele.
Wspomnień wiele, wzruszeń także. Ale wiem jedno, moi nauczyciele, to prawdziwi pedagodzy z powołaniem, oddaniem, anielską cierpliwością, a nade wszystko wiedzą, którą starali się nam przekazać w całej pełni.
Wielu z nich odnalazłam na wspominanym portalu- podziękowałam im serdecznie za tamten trud. Uważam, że tak trzeba, a malutkie- dziękuję, nic nie kosztuje, a sprawia tak wiele radości.
Pamięć o dobrych, mądrych, cennych ludziach powinna być wieczną. A nauczyciele do takich właśnie należą.
Składam Im dziś hołd wdzięczności, z wyrazami szacunku dla niełatwej pracy z dziećmi. A także dziękuję z serca za tamte piękne lata spędzone w szkolnych ławkach, murach :)
Wszystkim pracownikom oświaty- serdeczności :)
A, jakie są Wasze wspomnienia szkolne z dawnych lat?
Pozdrawiam mile wszystkich czytających mojego bloga :)



moja ulubiona piosenka o nauczycielach klik

Motto na cały tydzień :

"Człowiek jest wiel­ki nie przez to, co po­siada, lecz przez to, kim jest; nie przez to,
to, czym dzieli się z innymi".
Jan Paweł II

10 komentarzy:

  1. Najmilsze w tym wszystkim jest to, że po latach pamiętam tylko tych dobrych nauczycieli. O tych, których nie lubiłem, w ogóle nie myślę i jakoś zatarli się w mojej pamięci. Z podstawówki najcieplej wspominam nauczycielki matematyki i biologii. Ta ostatnia uczyła też chemii, ale chemia nigdy nie była moim konikiem. W liceum miałem wspaniałą polonistkę. Bardzo ciepło też wspominam nauczycieli biologii - kochany pan "Bubek" - i angielskiego - świetny pedagog, u którego na lekcji nigdy nie było nudno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z podstawówki pamiętam polonistkę, która nauczyła nas dobrze gramatyki, a z ogólniaka biologa. Ci dwaj to byli nauczyciele z powołania, starej daty, z zasadami. Pokłony Morgano.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mile wspominam moich nauczycieli.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny wpis! Jako stara belferka wzruszyłam się...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja dobrze wspominam swoich nauczycieli, niektórzy wciąż uśmiech mój wywołują.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O szkole zawsze się pamięta i chyba każdy lubi wracać do szkolnej ławy, do nauczycieli, koleżanek i kolegów. Miłych wspomnień życzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspomnienia niewesołe, może dlatego, że byłem zakałą i tzw. "zdolnym leniem":))
    Poprawki, prace wakacyjne, wagary....
    Wspominam wdzięcznie jedynie prof. Klemensa Sartowskiego "Bycze Jajo", nauczyciela fizyki w ogólniaku. Miałem u niego jedynie "3" i to mocno naciągane. Jak mocno, przekonał się, kiedy już po maturze brałem u niego korepetycje przed egzaminem do Szkoły Morskiej.
    Aha i jeszcze "Lutek", nasz wychowawca, a potem dyrektor szkoły, który dawał nam możliwość nieusprawiedliwionego opuszczania 3 dni w miesiącu. Miły chłop - wykorzystywałem te 3 dni i jeszcze kilka....

    Pozdrowienia:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za Wasze szczere wspomnieniowe komentarze ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja matka była nauczycielką, choć w zawodzie pracowała krótko. Nie uznawała skarżenia się na nauczycieli, że za nisko ocenili pracę lu zwrócili uwagę. Podstawówkę wspominam jak najmilej, chociaż w tym czasie miałam wszystkie 8 operacji i dużo pobytów w sanatorium, co skutkowało zaległościami. Lata licealne, to był dla mnie horror. Lata studiów ciężkie, ale zmiana podejścia, pozwoliła na pomyślne ich zakończenie. W podejściu do własnego syna przejęłam dewizę matki, że "nauczyciel ma zawsze rację". Źle się to dla niego skończyło, a mnie skłoniło do refleksji czy aby na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczyciel też człowiek, zatem mylić się może, jak każdy!

      Usuń